wtorek, 28 maja 2013

Radosna twórczość

Dziś nie o książkach, a o mojej radosnej twórczości. Czasem nachodzi mnie ochota i coś tam powycinam, poprzyklejam, pozrywam kwiatki, posuszę i powymyślam z nich jakieś kompozycje. I tak powstają moje kartki. Ostatnio mam wenę na takie o tematyce kociej. Tu koty zakochane, tu koty na dachy albo wśród niezapominajek. Zresztą zobaczcie sami, bo postanowiłam, że podzielę się tutaj z Wami moimi najnowszymi "dziełami".

Zdjęcia nie są niestety najwyższej jakości, kolory są ciut zmienione, ale coś tam widać. :)


 Kolorowe kotki













 







Co uważacie? Podobają się? :)

J.

środa, 22 maja 2013

wędrówką jedną życie jest człowieka...

Czasami przychodzi taki moment w naszym życiu, kiedy coś w nas pęka i czujemy, że coś musi się zmienić. Harold Fry, bohater powieści Rachel Joyce dostaje pewnego dnia list od swojej dawnej przyjaciółki, która teraz cierpi umierając na raka... przesyłka zmusza go do podjęcia niesamowitej decyzji. Harold postanawia wyruszyć w drogę. I tak właśnie zaczyna się powieść "Niezwykła wędrówka Harolda Fry".
Wędrówka Harolda jest naprawdę niezwykła- mężczyzna podejmuje decyzję całkowicie spontanicznie, nie zabierając ze sobą nawet szczoteczki do zębów, wędruje kilkanaście tygodni, z jednego na drugi koniec Anglii.
Po drodze spotyka masę różnych ludzi, z którymi rozmawia i dzięki temu, że poznaje problemy innych osób, stopniowo otwiera się na swoją własną przeszłość i swoje cierpienia i rany, które są w nim od lat.
Wędrówka Harolda jest bowiem tak naprawdę przede wszystkim wędrówką wgłąb siebie. Stopniowo okazuje się też, że nie cel (czyli dojście do umierającej w hospicjum przyjaciółki), jest najważniejszy, ale przede wszystkim zmierzenie się z mrokami przeszłości. Harold nigdy nie miał łatwego życia, o czym dowiadujemy się stopniowo. W dzieciństwie był odtrącony i niekochany przez rodziców, w dorosłym życiu nie potrafił sobie poradzić z synem, a od wielu lat jego małżeństwo jest fikcją. Harold idzie więc po to, by myśleć. Myśleć, oczyszczać się i szukać dla siebie jakiegoś rozwiązania, bo czuje, że coś się w jego życiu musi zmienić.
Bardzo lubię książki i filmy drogi, dlatego gdy tylko na którymś blogu, zobaczyłam zapowiedź tej powieści, wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Uważam, że wędrówka jest czymś naprawdę ważnym i dającym nam możliwość oczyszczenia. Przyjemnie wędruje się razem z Haroldem, który jest bardzo sympatycznym i wyjątkowym (choć z pozoru tak zwyczajnym) człowiekiem.
Powieść jest bardzo pozytywna i daje dużo wiary i nadziei w to, że zawsze możemy coś  w swoim życiu zmienić i odzyskać to, co utraciliśmy.
Gorąco polecam!

M.

sobota, 11 maja 2013

Wróć do Sorrento?..., czyli historia Anny German

Nie będę specjalnie oryginalna, jeśli powiem, że osoba Anny German zainteresowała mnie za sprawą serialu pokazanego ostatnio przez TVP. Wcześniej znałam oczywiście to nazwisko, pewnie wiele razy słyszałam jej utwory, ale to tyle. Po tym jak poznałam jej historię, jej życie, zrozumiałam, że jest to postać godna uwagi i postanowiłam zakupić jakąś ciekawą książkę na jej temat. Początkowo miałam na oku Annę German o sobie Marioli Pryzwan, ostatecznie jednak stanęło na Wróć do Sorrento?..., której autorką jest sama artystka.

Książka obejmuje konkretny okres z życia piosenkarki. Zaczyna się w momencie, kiedy German dostaje propozycje współpracy z pewną włoską wytwórnią płytową, co zresztą początkowo traktuje jako żart. Kończy się natomiast relacją z tego, co działo się po jej tragicznym wypadku samochodowym we Włoszech. Od czasu do czasu autorka robi niedługie dygresje, w których wspomina swoje studia, początki kariery. 

Co działo się z Anną German w czasie pobytu we Włoszech, tego chyba nikomu nie trzeba przybliżać. Audiencje prasowe, wywiady, festiwal w San Remo, powodzenia wśród włoskiej publiczności, koncerty... i nagle ten tragiczny wypadek na Autostradzie Słońca niedaleko Bolonii, który Anna German cudem przeżyła.

W okresie pięciu nieskończenie długich miesięcy leżenia w skorupie gipsowej, jak też w czasie wielu następnych, kiedy przebywałam w łóżku już bez gipsu, przysięgłam sobie, że nigdy nie wrócę do Włoch, nawet wspomnieniem. (...) Teraz chcę wyjaśnić, dlaczego jednak piszę, wracam wspomnieniami do tamtych lat. W czasie mojego pobytu w trzech szpitalach włoskich, otrzymywałam i nadal otrzymuję dużo listów od ludzi obcych, a przecież tak serdecznie reagujących na moje nieszczęście. Nie jestem w stanie odpisać na wszystkie listy, mimo że bardzo bym chciała. Poza tym od czasu do czasu dowiaduję się o niesłychanych historiach, które krążą na mój temat. Nie dziwią mnie nawet, bo wiem, że spowodowana są brakiem informacji i szczerą życzliwością. Dlatego też pomyślałam sobie, że winna jestem moim słuchaczom powrót do Włoch, we wspomnieniach.

Choć artystka chciała jak najszybciej zapomnieć o przeżyciach we Włoszech, postanowiła jednak napisać książkę. Zrobiła to dla swoich słuchaczy, by odwdzięczyć się im za pamięć i duchowe wsparcie, setki listów. Myślę, że nie był jedyny powód. Zapisanie wspomnień na pewno było też dla German formą jakiejś terapii sposobem na to, by uporać się z traumą, lękami, które męczyły ją od tego tragicznego dnia. Zamknięciem pewnego etapu, by móc zacząć od początku. Mam nadzieję, że tak też się stało i poczuła się ona po tym choć odrobinę lepiej. 

Książkę czyta się bardzo dobrze. Jest wciągająca, mimo że nie zawiera wielu szczegółów z życia Anny German. Żadnych sensacji, osobistych zwierzeń. Czasem pisze ona czule o swojej matce, ale na przykład o swoim narzeczonym i ich wspólnym życiu nie napomyka w ogóle. Skupia się prawie tylko i wyłącznie na zawodowym aspekcie swego życia. Opisuje koncerty, festiwale, ludzi, których poznała w czasie tras, opowiada anegdoty i pisze o dobrych oraz złych stronach bycia artystą. 

Anna German była osobą spokojną, stabilną, dobrą, szczerą i otwartą i to widać w każdym jej słowie w tej książce. Miała poczucie humoru, dystans do swojej osoby, liczyli się dla niej przede wszystkim bliscy, nie kariera. I chyba faktycznie stwierdzenie, że była aniołem chodzącym po ziemi nie odbiega dalece od prawdy...


Dodam jeszcze, że w książce możemy przeczytać także przedmowę autorstwa Tomasza Raczka i jego wywiad z Mariuszem Walterem, do tego są jeszcze fragmenty o Annie German pochodzące z włoskiej prasy oraz Kronika życia i pracy artystycznej. Nie można też zapomnieć o zdjęciach Anny German, które zdobią kolejne strony. Wszystko to stanowi bardzo ciekawą całość, do której przeczytania wszystkich zachęcam.

J.

Wyzwanie "Polacy nie gęsi".

wtorek, 7 maja 2013

O księdzu Groserze słów kilka

Jakiś czas temu trafiłam na polskiego autora, który bardzo przypadł mi do gustu, chodzi mi o Jana Grzegorczyka. Pisałam kilka postów wstecz o jego dwóch powieściach, a zaraz po tym jak je skończyłam, zakupiłam sobie całą trylogię "Przypadków księdza Grosera" - "Adieu", "Trufle" i "Cudze pola" - chwile spędzone z tymi książkami były dla mnie świetną przygodą i ogromną przyjemnością! A od wszystkich trzech powieść wprost nie byłam w stanie się oderwać!

Głównym bohaterem trylogii jest, jak sam tytuł wskazuje ksiądz Wacław, który nadał sobie literacki przydomek Groser. Książka już dzięki niemu staje się wyjątkowa- bowiem ksiądz Groser jest wyjątkowy. Myślę, że każdy z nas na drodze swoich poszukiwań i momentów słabości, chciałby trafić na takiego człowieka. Bo Groser jest przede wszystkim człowiekiem- księdzem bardzo ludzkim. Ma swoje słabe chwile, zwątpienia, jest mądry i dobry i po prostu chciałoby się z nim usiąść na ławce i porozmawiać mądrze i głęboko. 
 
                                                         
Wokół księdza Grosera, gromadzi się cała, niezwykle bogata galeria
pozostałych postaci. Inni księża, ale też masa osób świeckich z różnymi historiami i trudami, które niosą w swoich sercach, dlatego powieści przepełnione są ogromną ilością ciekawych wątków, poruszających przeróżne problemy.

Grzegorczyk maluje obraz Kościoła polskiego i jest to obraz szczery i nie ukrywający wielu jego ciemnych stron, nic nie jest tutaj wyidealizowane. Ksiądz Wacław jest wyjątkowy, ale na kolejnych stronach powieści, poznamy też takich księży, których postępowanie niewiele ma wspólnego z Dekalogiem. Prawda ta jest bolesna, ale nie można zapominać, że księża są tylko ludźmi i też upadają. Zawsze chcę o tym pamiętać, bo przyznam szczerze, że jestem uczulona na osądzanie księży i sformułowania pokroju "mnie będzie oceniał, a sam co wyczynia". Tak najłatwiej powiedzieć i zapomnieć o tym, co jest w kościele tak naprawdę najważniejsze.Grzegorczyk uświadamia nam też, jak wielki ciężar, niosą tak naprawdę na swoich barkach księża, jak dużo w nich obaw i lęków, jakie są trudy kapłaństwa, jak ciężki jest celibat.

Trylogia Grzegorczyka przepełniona jest poczuciem humoru, nie raz czytając ją zaśmiewałam się do łez. Pełno też momentów wzruszających, poruszających, dających do myślenia. Jest to powieść fabularna, ale zarazem tak wiele w niej o wierze, że nie sposób nie skłonić się w czasie lektury nad swoją duszą. 
Jedna najważniejsza prawda, która moim zdaniem płynie z powieści i którą warto zapamiętać jest taka, że warto być człowiekiem otwartym i rozumiejącym, że moc ludzka tkwi w upadkach. 
Polecam każdemu, kto ma ochotę na lekturę, którą czyta się fantastycznie, a zarazem taką, która zmusza nas do przemyśleń.


M.

czwartek, 2 maja 2013

Deszczowo- filmowo

W tym roku zamiast weekendu majowego, zrobiliśmy sobie weekend kwietniowy, między innymi po to, by wymieniać się z resztą rodziny    w opiece nad naszymi kocimi domownikami ;)
Siedzimy więc w domku, lub jeździmy na jednodniowe wypady na wieś. Dziś dzień jest wyjątkowo pochmurny i deszczowy, dlatego oglądamy filmy. Póki co zobaczyliśmy "Turystę".
Żadna nowość, film sprzed trzech lat, całkiem niedawno był w TV      i wtedy go nagraliśmy. Na dziś było, jak znalazł! 
"Turysta" to w zasadzie historia o miłości, z jakąś sensacją w tle. Frank- amerykański matematyk, zostaje wplątany przez tajną agentkę w intrygę, w którą zamieszani są mafiozi i interpol, jednak nie fabuła (która w zasadzie jest bardzo uboga) jest tutaj według mnie  najważniejsza. 
Ten film moim zdaniem ogląda się po to, by się delektować. A czym? Po pierwsze przepięknymi zdjęciami Wenecji, której nie brak uroku. Po drugie aktorami - Angelina Jolie i Johnny Depp, to moim zdaniem wspaniały duet. Angelina jest przepiękną kobietą, którą mi (kobiecie z mężem u boku ;)) oglądało się z wielką przyjemnością, między innymi też ze względu na jej stroje- wspaniałe, eleganckie suknie, o których założeniu można tylko pomarzyć. W ogóle bardzo lubię właśnie takie kobiece postaci, jak bohaterka "Turysty". Silne kobiety, które mają fascynujące życie, odważne, dobre serca i wielką klasę. A Johnny- choć nie jestem jego wielką fanką, jest dobrym aktorem, a w "Turyście" wykreował moim zdaniem fajną postać. 
"Turysta" to dobry, wciągający, wdzięczny  film, który się po prostu przyjemnie ogląda. To taka trochę bajka,  dlatego POLECAM! :)  

 M.