wtorek, 23 lutego 2016

Madame Antoniego Libery


Znów oczarowana! Tym razem źródłem moich zachwytów, i jednocześnie ich obiektem, jest Madame Antoniego Libery. Trafiłam na idealną na lekturę na posesyjne, wolne dni. Myślę, że właśnie na taką miałam ochotę- książkę, która pochłonie, zaintryguje, wzruszy i sprawi dużo przyjemności. Słowem, Madame ma wszystko to, co cechuje dobrą i wartościową powieść.


Narrator książki Antoniego Libery to młody, dorastający chłopak przed maturą. Żyje w peerelowskiej rzeczywistości pełnej ograniczeń, żeby się do niej zdystansować zatraca się najpierw w muzyce jazzowej, potem ulega fascynacji literaturą piękną i poezją. Żyje w świecie Słowa, który jest tak odmienny od ponurej i dosyć klaustrofobicznej codzienności schyłku lat sześćdziesiątych. Pewnego dnia w życiu naszego bohatera pojawia się tytułowa Madame, piękna i tajemnicza nauczycielka francuskiego. Młoda romanistka, tak niedostępna i zagadkowa, stanie się dla naszego narratora nowym obiektem fantazji i marzeń, stanie się jego alternatywą na smutną rzeczywistość. Fascynacja młodą kobietą pochłonie go na długie miesiące.

Madame odebrałam przede wszystkim jako książkę o młodości i wszystkim, co jej towarzyszy. O wzlotach i upadkach młodego człowieka, o jego pasjach i głębokiej wierze z świat i w swoje możliwości, jeszcze niezweryfikowanej przez okres dorosłości. Narrator idzie przez życie jak burza, nie bierze pod uwagę przeszkód, które mogą stanąć mu na drodze. Uosabia wszystkie te cechy, które przypisujemy młodości. Bardzo polubiłam naszego bohatera. Jego niespotykana erudycja, wiedza, pasja życia, intensywne przeżywanie rzeczywistości czynią go ciekawą i po prostu bardzo sympatyczną postacią.

Ale Madame to nie tylko powieść o młodości, jednym z jej głównych bohaterów jest także Słowo- sztuka, literatura, teatr, poezja. Narrator książki jest pasjonatem teatru, jest oczytany, zna bardzo wiele utworów- niejednokrotnie zaskakuje swoich rozmówców swoją wiedzą i wnikliwością. Słowo odgrywa bardzo ważną rolę w jego życiu, wręcz pomaga mu w radzeniu sobie z pewnymi emocjami i przeżyciami, która targają z nimi z powodu fascynacji piękną romanistką. Madame pokazuje, jak ważna może być sztuka, zwłaszcza, kiedy żyje się w czasach tysiąca ograniczeń. Bardzo symboliczna scena znajduje się w początkowym fragmencie powieści, kiedy nasz bohater, po jednej z uroczystości szkolnych, zaczyna grać słynny przebój Hit the road Jack, uczniowie, korzystając z nieobecności nauczycieli, śpiewają razem z nim. Kulimnacja przypada na słowa No more! No more! No more!. Odśpiewanie ich staje się dla uczniów swogo rodzaju katharsis. Sztuka, Słowo jest dla nich jedyną szansą, by poczuć, że mają siłę sprawczą, że mają prawo do głosu, że mogą się zbuntować. 

Bardzo lubię powieści, których akcja toczy się w minionych już czasach. Lubię czytać o tym, co już przeminęło i czego ja już nie mogę doświadczyć. W tych opowieściach, tych z czasów PRL-u i tych przedwojennych, kryją się pewien czar i urok. Mam chyba to samo, co bohater naszej książki. 

Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za późno, Ciekawe czasy, niezwykłe wydarzenia, fenomenalne jednostki- wszystko to, w moim odczucie, należało do przeszłości i raz na zawsze się skończyło. 

I ja czasem mam takie wrażenie, że kiedyś było ciekawiej, że kiedyś żyło się "mocniej", intensywniej, prawdziwiej. Dlatego lubię poznawać stare opowieści i ich bohaterów, "wchodzić" w ten miniony świat.

Madame to wspaniała powieść. Wielowymiarowa, bardzo wciągająca, pełna fascynujących bohaterów i pięknych historii. Kiedyś do niej na pewno wrócę.  

J. 

środa, 3 lutego 2016

"Jej wszystkie życia"- Kate Atkinson

Śmierć. Dużo, dużo śmierci jest w powieści Kate Atkinson.


Oto mamy rok 1910 na świat przychodzi Ursula. Życie dziewczynki nawet się jeszcze nie zaczęło, a już się kończy, malutka dusi się pępowiną. Mamy rok 1910 Ursula rodzi się i przeżywa kilka lat swojego dzieciństwa, ale pewnego dnia, by uratować swoją ukochaną lalkę wychodzi na dach i spada z niego. Mamy rok 1910 Ursula rodzi się...Mamy rok 1939 zaraz wybuchnie wojna. Gdzie wtedy będzie Ursula?

Nie jeden raz zastanawiałam się, co by było, gdybym podjęła inne decyzje, gdybym nie poszła w pewne miejsca, nie spotkała pewnych ludzi. Gdybym poszła rok wcześniej do szkoły, gdybym nie pojechała po maturze do Londynu, gdybym... Przecież mogłoby być całkiem inaczej, ale czy tak by było dobrze? Mieć wciąż i wciąż od nowa kolejne szanse?

Ursula posiadała niezwykły dar- przeżywała swoje życie wciąż od nowa- tak, by w końcu znaleźć najlepszy scenariusz. Gdzieś tam czuje, że jest w jej życiu coś wyjątkowego, że posiada jakiś dziwny dar, ale też nie do końca potrafi sobie uświadomić, o co dokładnie chodzi. Już ma dość, bo sama gubi się w tym wszystkim, co przynosi jej los- tym bardziej, że każdy scenariusz tak naprawdę nie jest lekki, na dobrą sprawę wszystkie życia Ursuli są trudne.Tym bardziej, że lata jej życia przypadają na okrutne czasy wojenne (przede wszystkim okres drugiej wojny). To oczywiście ze strony autorki zabieg celowy, bo dla mnie ta książka jest tak naprawdę w dużej mierze książką wojenną, a trochę też książką filozoficzną. Druga Wojna Światowa zmieniła oblicze świata. Co by było, gdyby do niej nie doszło? Gdyby był taki ktoś, kto wiedziałby, czym ona się skończy, kto wiedziałby, co siedzi w Hitlerze? Kto znalazłby się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu wystarczająco blisko niego, żeby...?

Myślałam, że Jej wszystkie życia to będzie całkiem lekka, przyjemna powieść. Tak nie jest. W tej książce jest pokazany cały przekrój okrucieństw tego świata. Atmosfera jest dość mroczna. Nawet czasy dzieciństwa Ursuli nie są sielankowe. Mamy uroczą angielską wioskę, z szemrzącym strumykiem i ukwieconą łąką, co z tego, skoro właśnie wśród pięknych polnych kwiatów ktoś brutalnie morduje małe dziewczynki? I tak, jak napisałam w pierwszym zdaniu, mamy tu ciągle śmierć. Miliony zamordowanych w czasie wojny ludzi, miliony straconych istnień, które przepadły bezpowrotnie. Miliony ciał zakopanych pod gruzami bombardowanych miast.

Nie wiadomo tak naprawdę która wersja życia Ursuli jest prawdziwa? Jest ich mnóstwo, książkę trzeba czytać uważnie i trochę składać, jak puzzle z tysiącem elementów. A czy to ma znaczenie, która wersja jest prawdziwa? Każda nasza decyzja jest ważna. Każda.

Kate Atkinson napisała rewelacyjną powieść. Prawdę powiedziawszy im dłużej o niej myślę, tym bardziej dostrzegam geniusz tej prozy, jej majstersztyk, jej wielowymiarowość. Do tego autorka posługuje się cudownym językiem, bardzo obrazowym, momentami poetyckim, filozoficznym. Tworzy charakterystycznych i bardzo wyrazistych bohaterów. Jej wszystkie życia to piękna książka, niepokojąca i zmuszająca do licznych refleksji. Taka, która na bardzo długo zostaje w pamięci i taka, którą chciałoby się mieć na swojej półce. 

M.


czwartek, 28 stycznia 2016

Powrót do dzieciństwa, czyli "Kalendarze" Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk

Kalendarze bardzo mnie zaskoczyły. Ta książka jest zupełnie inna, niż trylogia o Cukierni pod Amorem. Kalendarze są bardzo osobiste i bardzo sentymentalne. 

Powieść podzielona jest na dwie części, które nawzajem się przeplatają. Część rozdziałów dotyczy obecnych czasów i teraźniejszości, w której znajduje się autorka. Nie jest to łatwy moment w jej życiu, bo oto jej dorośli już synowie wyprowadzają się z domu, a ona zostaje sama z mężem. Takie chwile jeszcze daleko przede mną, ale mogę sobie wyobrazić i zrozumieć, że to musi być bardzo trudne. W tych niełatwych okolicznościach, autorka wraca do czasów dzieciństwa. Być może po to by znów odnaleźć siebie? By zdefiniować siebie na nowo? Powraca więc do okresu, kiedy była wyjątkowo szczęśliwa. 


Opisy wspomnień obejmują zaledwie okres jednego roku, a tworzą większą część fabuły, blisko trzystu stronicowej książki. Świadczy to o tym z jakim namaszczeniem i dokładnością pisarka przedstawia swoje dzieciństwo. Wyłuskuje drobne szczegóły, które pozostały w jej głowie i w jej sercu. Maluje piękne obrazy. Dziewczynkę- Małgosię, poznajemy w ważnym momencie jej życia, oto bowiem staje się ona starszą siostrą i powoli zaczyna się jej droga ku dorosłości, zaraz zakończy swoją przygodę z przedszkolem i lada moment stanie się uczennicą pierwszej klasy. 

Dzieciństwo Małgosi przypada na niełatwe czasy PRL-u,mimo to jest ono cudowne. Gosia była szczęśliwa, bo otaczała ją miłość i mimo, że jej życie było pozbawione dzisiejszego komfortu, miało ogromny wdzięk i urok. Kalendarze są niezwykle intymne, tak na dobrą sprawę, to są sfabularyzowaną autobiografią, wiemy, że autorka piszę o sobie, używa imion, nazwisk. Odtwarza swoje dzieciństwo, kolekcjonuje wspomnienia, wchodzi w głąb samej siebie, by na nowo odkrywać i przeżywać chwile, które były dla niej tak niezwykle ważne. Bo przecież jest ogrom prawdy w stwierdzeniu, że to właśnie okres dzieciństwa stanowi fundament dla każdego z nas, podkład do tego, jakimi będziemy ludźmi. Wspomnienia Małgosi są naprawdę bardzo urokliwe, chciałabym, żeby moje dzieci miały takie właśnie dzieciństwo. Bez komputerów, bez telewizji, ale za to pełne zabaw, w których używa się dużo wyobraźnii i radości z takich prostych, dziecięcych doświadczeń jak jazda na sankach czy czas spędzony na wsi.

Kalendarze to książka pełna "spokoju". Autorka snuje swoje wspomnienia, analizuje, zastanawia się, czy dobrze pamięta, jak mogli to zapamiętać inni. To powieść o tym, jak ważne są proste, codzienne rzeczy. Jak ważna jest przede wszystkim miłość i rodzina. To dojrzała proza, niby stosunkowo lekka, a jednak niekoniecznie. To książką, która wymaga czytania z dużym zaangażowaniem i skupieniem. Czasami autorka zmusza nas do smutnych refleksji, pokazuje ile tracimy, stając się "dorosłymi", jest jeden cytat w tej powieści, który wyjątkowo mnie wzruszył, na koniec po prostu go przytoczę:

Wtedy chyba jeszcze machała ludziom wyglądającym przez okna pociągów. Może wciąż wierzyła w tym sposobem wysyłaną w świat magiczną moc przekazu. Kto jej potem powiedział, że to głupie, naiwne i dziecinne? Czy kryło się za tym jakieś rozczarowanie, czy też sama zrozumiała, że dorastanie polega na ignorowaniu ludzi jadących pociągiem?


M. 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

A w grudniu czytałam...

W Grudniu miałam wyjątkowo dobrą passę czytelniczą.W dużej mierze, to za sprawą mojej przyjaciółki, która podarowała mi dwie cudowne książki.
Zaczęłam od kochanej Małgorzaty Musierowicz i Feblika. Prawdę powiedziawszy o tym, że wyszła nowa powieść z serii Jeżycjady dowiedziałam się przypadkowo, gdy zobaczyłam ją na Targach Książki w październiku. Dopadł mnie duży dół z końcem listopada i początkiem grudnia i gdy A. przyniosła mi Feblika, podarowała mi najcudowniejsze lekarstwo i plasterek na złe chwile. Ja nie należę do tego grona, które krytykuje nowe powieści Musierowicz. Cieszę się z każdej nowej pozycji i chwile spędzone z rodziną Borejków, to dla mnie frajda i wielka przyjemność. Ta część była letnia, upalna, dużo w niej ładnych opisów sielankowej polskiej wsi, dużo o smacznym prostym jedzeniu i o codziennych małych- dużych przyjemnościach. Zawsze, gdy kończę książkę Musierowicz jest mi naprawdę smutno, że już nie jestem w tym jej baśniowo- zwyczajnym świecie. 


Tym razem było łatwiej, bo A. przyniosła mi kolejną świetną książkę- Razem będzie lepiej Jojo Moyes. To powieść o sile miłości, o sile rodziny. I to takiej rodziny, która nie jest idealna. To obraz świata, w którym trochę wszystko się sypie i trochę wszystko jest pod górkę, a jednak pokazująca optymizm i wiarę pozwalającą zdziałać cuda. To też historia miłości rodzącej się między kobietą i mężczyzną, których, jak mogłoby się wydawać, dzieli niemalże wszystko. Spotykają się wtedy, gdy jednemu i drugiemu zaczyna walić się cały świat i nawzajem pięknie się ratują. To książka o tym, że naprawdę, razem jest po prostu lepiej. Polecam! Nie raz śmiałam się na głos i zdarzyło mi się płakać (jadąc autobusem :))





Pod koniec Grudnia, mniej więcej w tym czasie, kiedy poszłam na urlop przedświąteczny, by móc skupić się na tych pięknych momentach roku, zabrałam się za czytanie Dziecka śniegu. Nie byłam pewna, czy to będzie trafiona lektura, bo w paru miejscach przeczytałam, że to smutna powieść. I faktycznie, taka jest, ale jest też przepiękna, wzruszająca. Autorka wspaniale opisuje mroźną, dziką przyrodę Alaski, zwierzęta, ich zwyczaje, las. Dziecko śniegu opowiada o miłości i o cierpieniu.To książka, która jest przesycona magią i urokiem. Bardzo lubię tego typu powieści i ta trafiła do mojego serca i będzie to na pewno jedna z ulubionych książek 2015 roku.



M.

P.S. A zaraz będzie u nas podsumowanie książkowego 2015 roku :)