wtorek, 30 kwietnia 2013

"Dom duchów"- Isabel Allende

Bardzo lubię książki Isabel Allende. To proza, w której mieszają się realizm i z odrobiną magii, która obdarowuje nas niezliczoną ilością nieszablonowych, interesujących bohaterów oraz porywa bez reszty. Odkąd zaczęłam czytać powieści tej południowoamerykańskiej pisarki, nie zawiodłam się ani razu. Wszystkie książki Allende są niesamowicie wciągające, barwne i zachwycają swym językiem.

Za głównego bohatera można uznać Estebana Truebę-  mężczyznę pochodzącego ze znaczącej, lecz zubożałej już rodziny. To człowiek bardzo porywczy, skłonny do gniewu. Egoistyczny, zawzięty, szalenie ambitny.  Poznajemy go jako młodego człowieka i towarzyszymy mu do starości (książka jest bowiem historią wielopokoleniowej rodziny).

Trueba od zawsze otoczony był przez kobiety, one są najważniejszymi osobami w jego życiu, a także kluczowymi postaciami w książce. Na początku trzeba wspomnieć jego matkę oraz ascetyczną i oddaną innym siostrę Ferulę. To z nimi spędził on dzieciństwo. Jako młody mężczyzna, Esteban zakochuje się w Rosie o niezwykłej, niemalże mistycznej urodzie i postanawia się z nią ożenić. Los jednak chciał inaczej i jego żoną zostaje siostrą Rosy- Clara jasnowidząca.

Clara to postać barwna. Przepełniona dziwnym spokojem, uduchowiona. Wróży, przewiduje przyszłość, porozumienia się duchami. Jej obecność w domu nadaje mu niepowtarzalny charakter, którego nie ma żadna inna rezydencja w mieście. Zazwyczaj błądząca myślami gdzie indziej Clara umie jednak w obliczu nieszczęść, stać się praktyczną, zorganizowaną kobietą, która umie się zająć rodziną. Dla swego męża jest podporą, ostoją i osobą, u której znajduje pocieszenie.

W tym dziwacznym domu na świat przechodzą Blanca i dwaj bliźniacy. Około dwudziestu lat później rodzi się tu Alba (ukochana wnuczka Estebana i jedyna osoba w rodzinie, która mimo jego ciężkiego usposobienia, odwzajemnia jego uczucie).

Allende ma niezwykły dar pisania. Opowiada historie w taki sposób, że ciężko się od nich oderwać. Pochłaniają całkowicie! Zwykle mała ilość dialogów w książce czyni ją cięższą w odbiorze, ale nie w przypadku tej pisarki! Poza tym świetnie przedstawia ona w książce tło historyczne. Akcja powieści obejmuje dość spory okres czasu, ale ogólnie są to lata ogromnych zmian w kraju. Modny staje się socjalizm, robotnicy i chłopi wychodzą na ulicę, studenci się buntują. Wkrótce granice między grupami społecznymi zaczynają się zamazywać... Autorka sprawnie splata te wydarzenia z losami bohaterów, w wyniku czego powstaje bardzo zgrabna całość.

Polecam wszystkim "Dom duchów". To bardzo dobra książka, przy której można się rozerwać, poczuć trochę magii i poznać wspaniałych bohaterów. Allende to, moim zdaniem, naprawdę wybitna pisarka.

J.

W ramach wyzwania "Pod hasłem".

wtorek, 23 kwietnia 2013

Z sentymentem o Siesieckiej

Książkami Siesickiej zaczytywałam się w podstawówce. Uwielbiałam je! Podczas wizyty w bibliotece, za każdym razem rozglądałam się za jakąś powieścią tej pisarki, której jeszcze nie znałam. Nadal mam do nich ogromny sentyment, a najmilej wspominam chyba Jezioro Osobliwości, Zapach rumianku, Chwileczkę, Walerio..., Kapryśną piątkową sobotę, Dziewczynę Mistrza Gry oraz Zapałkę na zakręcie, o której będzie mowa w tym poście.

Dwa dni temu spojrzałam na swój regał i mój wzrok zupełnie przypadkowo padł na tę właśnie książkę. Całkowicie spontanicznie stwierdziłam wtedy, że będzie ogromnie miło sobie ją przypomnieć!

Akcja rozpoczyna się w beztroskiej, ładnej miejscowości Osada. Jest lato, Mada przyjeżdża tu z mamą i siostrą co roku i ma tu już grupę przyjaciół, z którymi mijają jej wakacyjne dni. To lato ma zamiar spędzić tak samo jak wszystkie poprzednie, jednak spotkanie Marcina sprawia, że staje się ono dla niej wyjątkowe. Marcin to chłopak dziwny... tajemniczy, zamknięty w sobie, pełen ironii i rezerwy. Mało się śmieje. Zupełnie nie przypomina swoich rówieśników. Jest w nim jednak coś, co Madę intryguje i dobrze odnajduje się ona w jego towarzystwie. Tak zaczyna się burzliwy, ale szczęśliwy okres w życiu dziewczyny. Ich miłość kwitnie, lecz mimo to, pewne niedomówienia między nimi zakłócają tę sielankę. Przeszkodą dla ich uczucia okazują się niezbyt chwalebne wydarzenia z przeszłości Marcina...

Zapałka na zakręcie jest typową książka dla młodzieży, bo porusza wszystkie jej problemy. Pierwsza miłość, bunt, brak akceptacji, poszukiwanie samego siebie... Bohaterowie są jakby wyjęci z naszej codzienności. Zwykli, przeżywający podobne rozterki. Historia opisana w tej książce jest prosta, nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale to nie zmienia faktu, że coś sprawia, że zapada ona w pamięci. Może to właśnie ta jej zwyczajność, może postacie, a może czyni to poczucie humoru lub styl pisania Siesickiej.

W tej książce urzeka mnie także klimat minionych lat. Czasów, który minęły bezpowrotnie. Czasów, kiedy córka ogromnie cieszyła się z podarunku od mamy w postaci do połowy zużytej pomadki do ust, kiedy chłopcy byli jacyś tacy inni niż teraz, kiedy... Można by tak długo wymieniać.

Lektura Zapałki na zakręcie rozbudziła we mnie chęć powtórnego przeczytania reszty moich ukochanych książek Siesickiej. Jest też mnóstwo powieści tej autorki, których przecież nie znam! Myślę, że zbliżające się powoli wakacje będą odpowiednim czasem, by się z nimi zapoznać.

A wszystkim tym, którzy tej książki nie znają (choć wątpię, by takich osób było dużo), polecam ją jako dobrą lekturą na przyjemny wieczór!

J.

W ramach wyzwania "Polacy nie gęsi"

sobota, 20 kwietnia 2013

"Sekretne życie pszczół"- Sue Monk Kidd

Skończyłam czytać tę książkę dosłownie przed chwilą. Postanowiłam od razu  napisać o niej kilku słów na blogu. Kiedy jest się świeżo po lekturze, najłatwiej jest chyba przelać swoje wrażenia  "na papier".
 A zatem... jakie są moje wrażenia? Jak najbardziej pozytywne!

"Sekretne życie pszczół" ma w sobie dużo uroku i całe tabuny nadziei i wiary, które działają jak miód na serce. Barwni bohaterowie, upalna Karolina Południowa, różowy dom, pszczoły i miód razem wzięte tworzą piękną historię, którą czyta się lekko  ciężko się od niej oderwać! Sue Monk Kidd porusza tematy niełatwe, takie jak dyskryminacja czarnoskórych w Ameryce, utrata matki, życie w niepewności i poczuciu odrzucenia. Czyni to jednak bardzo umiejętnie. Poza tym jest  optymistyczna i próbuje pokazać czytelnikowi, że.... jak bardzo nie byłoby nam źle w życiu pełnym cierpień i trudności, zawsze znaleźć można jakieś rozwiązanie i zawsze może być lepiej. Dlatego też oczarowała mnie ta powieść.

Mamy lata 60-te, Karolina Południowa. Czternastoletnia Lily Owens mieszka na farmie ze swoim ojcem, który nie okazuje jej ani krzty uczucia. Jest tylko po to, by wrzeszczeć i wyżywać się na zagubionej nastolatce. W takich chwilach Lily znajduje oparcie w czarnoskórej opiekunce Rosaleen. I tak życie dziewczynki toczyłoby się dalej, gdyby nie pewne okoliczności i niespodziewany impuls, które pchnęły ją do podjęcia decyzji o opuszczeniu domu. Rosaleen zostaje bowiem aresztowana za rzekome zaatakowanie białych mężczyzn podczas, gdy w rzeczywistości to ona była ofiarą miejscowych rasistów. Wtrącona do więzienia, pobita, otrzymuje pomoc od Lily, której udaje się ją uwolnić.

Lily Owens to dziewczyna zagubiona, pełna lęków i sprzeczności, która w wieku czterech lat straciła swą matkę, a jedyne wspomnienia, które o niej posiada, jest dosyć tragiczne. Nasza bohaterka nie wie nic o swojej matce, bo ojciec nie chce z nią rozmawiać. Jedyne, o czym ojciec jej mówi to fakt, iż to ona  przyczyniła się do jej śmierci. Czy w obliczu takiej prawdy, można żyć spokojnie?

Los prowadzi Lily i Rosaleen do wspaniałych, silnych kobiet, które pomogą dziewczynie odnaleźć spokój, zaznać miłości,  poczuć się chcianą i docenioną. Różowy dom, w którym mieszkają trzy czarnoskóre siostry staje się dla niej azylem, w którym ma szansę uporać się ze swymi smutkami i traumą z przeszłości. Tam też dowiaduje się, jak było naprawdę...

Piękna jest to opowieść. O tym, jak po długich latach życia zjadanego przez smutki i tragiczne wspomnienia, dziewczyna odżywa i jest gotowa, by wreszcie stanąć na nogi. Nie myślcie, proszę, że to kolejna książka, która kończy się naiwnym happy endem, a wszystko idzie gładko jak po maśle. Nic z tych rzeczy. Lily zmienia się stopniowo, jest to długi, nieraz bolesny proces, w czasie, którego raz jest lepiej, raz gorzej. Tak,  ostatecznie książka kończy się szczęśliwie, ale to dlatego, że Lily pogodziła się  się z tym, że nie uwolni się od przykrego wspomnienia z dzieciństwa, ale może podejść do niego z dystansem.

Kolejnym ważnym tematem, który porusza autorka jest dyskryminacja rasowa, tak poważny problem w Ameryce tamtych lat. Nie mogę się nadziwić, kiedy czytam o nietolerancji białych mieszkańców. To zachowania, które zasługują tylko i wyłącznie na pogardę.

Wiele jest w tej książce mądrych słów, wiele wzruszających momentów, a także wiele okazji do śmiechu. Bo różowy dom to miejsce emanujące pozytywną energią. Chętnie przeniosłabym się  tam choć na jeden dzień, by spędzić go z czarnoskórymi siostrami. Poszłabym obejrzeć pasiekę nad ranem, wypiła coca-colę z orzeszkami i usiadła na werandzie.

Polecam wszystkim tę książkę! Myślę, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Jest to mądra, poruszająca, a jednocześnie pełna pogody lektura, której  warto poświęcić trochę czasu. Ja jestem nią bardzo, ale to bardzo zauroczona! 

J.


wtorek, 16 kwietnia 2013

Nieprzeczytane książki z mojej półki

Mam na swojej półce całkiem sporo książek, których jeszcze nie przeczytałam.    O to pierwsza część z nich. 

Czy ktoś z Was czytał cokolwiek z tego stosu? Czekam na jakieś ciekawe porady, od czego by tu zacząć. Chcę nadrobić zaległości, a do tego postanowiłam póki co przystopować 
z zakupowaniem nowości. 




1. Pijąc kawę gdzie indziej- ZZ Packer,
2. Każdego dnia- Terezia Mora,
3. Pływak- Zsusa Bank,
4. Zielony dom-  Mario Vargas Llosa (uwielbiam tego pisarza, ale o tej książce przeczytałam bardzo krytyczne opinie na kilku blogach, że nie do przeczytania, że nie da się dokończyć... znacie ją?),
5. W ciemno- zabawne przypadki z podróży,
6. Katedra w Barcelonie- Idelfonso Falcones (mam nadzieję, że to będzie ciekawa lektura :) czeka już od Wigilii :) ),
7. Zaklęci w czasie- Audrey Niffenegger (przypadkowy zakup w taniej książce, przyznam, że urzekła mnie okładka, niestety też jestem jedną z tych, które czasami potrafią kupić książkę kierując się takim kryterium),
8. Weiser Dawidek- Paweł Huelle (przeczytałam dwie piękne powieści tego autora- "Mercedes Benz" i "Byłem samotny i szczęśliwy", mam nadzieję, że ta lektura mnie nie rozczaruje!),
9. Pod słońcem Toskanii- Frances Mayes (bardzo chciałam mieć tę książkę i ostatnio udało mi się ją wygrać w konkursie zorganizowanym przez biuro podróżnicze :) zostawiam ją na słoneczne, leniwe dni wakacyjne!),
10. Przyjaciel świata- Paul Bowles

Czekam na porady :) I pozdrawiam wiosennie :) W końcu tyle słońca!


M.

sobota, 13 kwietnia 2013

Osiemnastkowy stosik

W Wielkanoc obchodziłam osiemnaste urodziny. Ponieważ jest to dość znacząca rocznica, to należy uczcić ją dużą dostawą książek. No i nie zawiodłam się ani na mojej rodzinie ani na znajomych- przez najbliższy czas na pewno będę miała co czytać (i to nie byle co ;)). Ze wszystkich książek bardzo się cieszę! Aż nie mogę się na nie napatrzeć- tak pięknie wyglądają. A jak pachną! 

Dzisiaj zatem chciałabym się pochwalić moimi książkowymi nabytkami! Oto one:



1. Czas Czerwonych Gór- Petra  Hůlová- od dawna miałam na oku tę książkę, aż w końcu sprezentowała mi ją mama. Zapowiada się naprawdę ciekawie. W ogóle bardzo lubię książki z Serii z Miotłą- ani razu się chyba nie rozczarowałam.

2. Malarz cieni- Esteban Martín- Barcelona, dawne czasy, klimat ponoć podobny do tego z książek Zafona. Spodziewam się zatem przyjemnej i wciągającej lektury.

3. Gwiazd naszych wina- John Green- od dawna upragniona książka. Po prostu wiem, że ją pokocham i bardzo się cieszę, że stanie znajdzie się ona na moim regale!

4. Sekretne życie pszczół- Sue Monk Kidd- przeczytałam, że to książka w stylu "Służących", albo na odwrót, bo w sumie "Sekretne życie pszczół" było najpierw. W każdym razie moja mama zdążyła już to przeczytać i bardzo jej się podobało, więc mi na pewno też przypadnie do gustu. Czuję to!

5. Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!- Nick Vijicic- podobno bardzo inspirująca książka, która od dawna mi się marzyła. Napisana przez człowieka, który kipi pozytywną energią, wiarą i wszystkim, co najlepsze, mimo tego, że w swoim życiu musiał pokonać mnóstwo przeszkód. Nie mogę się doczekać!

6. Arabska żona- Tanya Valko- książka polskiej pisarki, którą los skierował do Libii i tam poznała swojego męża- muzułmanina. W tej książce opowiada swoją podobno wstrząsającą historię.

7. Kąpiel ze słoniem- Claire i Mia Fontaine- książka napisana przez matkę i córkę o ich niesamowitych podróżach.

8. Paragon z podróży. Poradnik taniego podróżowania- Patryk Świątek, Bartek Szaro- o tym jak, gdzie, kiedy, z czym podróżować, żeby było tanio, a ciekawie. Autorzy książki mają w tym duże doświadczenie, potrafią spędzić 4 dni w Anglii za 40 zł (włącznie z wyżywieniem, przejazdem i noclegiem). Przyda się na pewno!

To już chyba wszystko. Będzie, oj będzie co czytać! Tym bardziej, że na szafce koło łóżka zalegają mi jeszcze inne książki, więc naprawdę nie wiem, kiedy to wszystko ogarnę ;)

Ale książek przecież nigdy za wiele! 

J. 



środa, 10 kwietnia 2013

COŚ NOWEGO! CZYLI APETYT NA FILMY

Dzisiejszy post będzie pierwszym nie poświęconym książkom, lecz filmom. Już od dłuższego czasu na naszym blogu widnieje zakładka apetyt na filmy i chcemy, aby również ten dział zaczął żyć. Będziemy starały się regularnie dodawać posty o filmach, które udało nam się obejrzeć w danym miesiącu. To tytułem wstępu.

Filmy lubię oglądać i jak trafię na jakiś dobry, to jestem przeszczęśliwa. Oglądam w domu, szczególnie w zimowe długie wieczory. Oglądam sama, lub z mężem, lub z przyjaciółmi (a najczęściej z jedną przyjaciółką, która jest znawczynią dobrego kina i dużo jej zawdzięczam w tej dziedzinie :)). Oglądam w kinie- staram się choć raz na miesiąc wybrać się do kina. W naszym mieście mam dwa ulubione- Ars w samym centrum Krakowa i Mikro, też niedaleko Rynku.

Dziś napiszę o trzech filmach, które zobaczyłam w marcu, jakiś ubogi filmowo był ten miesiąc, choć taki był szary, bury, zimny i ponury...
Trzy filmy, które moim zdaniem warto zobaczyć!


"Mój rower" Piotra Trzaskalskiego obejrzałam w kinie, od dawna miałam na niego ochotę, a że był w Arsie w akcji 6 zł. za sztukę, to nie omieszkałam skorzystać.

Pierwszą rzeczą, o której muszę tutaj napisać, to duży w moim odczuciu problem, z którym można się spotkać w polskim kinie. Producenci, którzy chcą, jak najlepiej sprzedać swój "produkt" używają w tym celu przeróżnych chwytów. Na przykład określenie gatunku filmu, czy jego zapowiedzi, są zupełnie nieadekwatne do tego, co dostajemy na ekranach. Tak też było i w tym przypadku. "Mój rower "był reklamowany głównie jako komedia i pamiętam, że kiedy zobaczyłam zapowiedzi tego filmu i zdecydowałam, że chcę go obejrzeć, to byłam pewna, że to dość lekki i przyjemny, a zarazem mądry film o charakterze psychologicznej komedii... nic bardziej mylnego.

"Mój rower" to historia o trzech mężczyznach z jednej rodziny. Dziadek, ojciec i syn, którzy pewnego dnia, po długiej przerwie, w wyniku zaskakujących okoliczność, spotykają się. I nie jestem to spotkanie łatwe- tak samo, jak nie jest łatwy cały film. To powolnie opowiedziana historia, o trudnych męskich relacjach. O mężczyznach, którzy winni być sobie bardzo bliscy, a potrafią się dogłębnie ranić i nie umieją ze sobą rozmawiać o swoich uczuciach i emocjach.

Film nie zachwycił mnie, ale uważam, że można go zobaczyć. Jest całkiem przyzwoicie zagrany, skłania do refleksji. Minusem jest dosyć naiwne zakończenie, ale za to wielki plus, to piękne zdjęcia naszych polskich krajobrazów. Zdarzało się Trzaskalskiemu zrobić lepsze filmy, na przykład "Edi", oglądałam go szmat czasu temu, ale jak ktoś z Was jeszcze nie widział, to zachęcam!


"50/50" to film, który podobał mi się już dużo, dużo bardziej. Do tego bardzo miło mi się kojarzy, bo obejrzałam go w przemiłym, kobiecym składzie :)

Jeśli lubicie filmy, które są czasami zabawne, czasami dramatyczne, a zarazem mądre i pouczające, to coś dla Was. "50/50" to opowieść o młodym mężczyźnie, który dowiaduje się, że ma raka. Szans na to, że po operacji, którą trzeba mu wykonać, przeżyje, jest pół na pół.

Często filmy o podobnej tematyce są przepełnione patosem i naiwnymi wątkami, tutaj tego nie mamy, dzięki temu film jest jeszcze lepszy.

Kolejnym atutem są postaci. Każda barwna, charakterystyczna i ciekawa. Główny bohater jest świetnym facetem, którego nie sposób nie polubić. Przy swoim boku ma kumpla, który jest zupełnie inny niż on. To typ faceta, który uwielbia zgrywać kogoś zupełnie innego, niż jest naprawdę, bo w gruncie rzeczy jest nad wyraz wrażliwym gościem o bardzo dobrym sercu. Występują też ciekawe postaci kobiece- początkująca pani psycholog, z którą spotyka się Adam, a także matka Adama.

Film "50/50" to naprawdę wyważone połączenie dramatu i komedii, film który warto zobaczyć, choćby dlatego, by pomyśleć o problemie i cierpieniu, z którym spotyka się co raz więcej ludzi.


"Po prostu razem" to film, który urzekł mnie i wpisał się całkowicie w moje gusta.

Uwielbiam francuskie kino i przepadam z Audrey Tautou, dlatego od samego początku wiedziałam, że chwile spędzone przed ekranem będą wyjątkowe.

"Po prostu razem" to ciepła, zaskakująca historia o trójce młodych, zagubionych ludzi mieszkających w Paryżu. Każdy z bohaterów jest trochę nieszczęśliwy, trochę dziwny, bardzo samotny, zagubiony i nie umiejący odnaleźć swojego miejsca na ziemi.



Camille pracuje jako sprzątaczka, choć ma wielki talent plastyczny, Philibert sprzedaje pocztówki, choć ma potencjał aktorski i marzy o scenie, a Franck jest kucharzem i ma babcie, która ciężko choruje. Wszyscy w pewnym momencie zamieszkują w jednym mieszkaniu i powoli zaczyna się miedzy nimi rodzić przyjaźń, a ich życie zapełnia się i staje się co raz lepsze. Uczą się żyć "po prostu razem", dzielić życie z drugim człowiekiem.
Polecam gorąco!

M.


sobota, 6 kwietnia 2013

"W drodze"- Jack Kerouac

Książka drogi. Książka nieustannej wędrówki bez celu po amerykańskich bezdrożach, od jednego do drugiego wybrzeża. Książka dziwna, pokręcona, chaotyczna. Zupełnie tak jak jej bohaterzy- szaleni, prący bez przerwy naprzód. Życie jest drogą, droga jest życiem.

Sal Paradise jest początkującym, młodym pisarzem. Nie dawno rozstał się z żoną i przeszedł ciężką chorobę. Jego życie stoi w miejscu, mieszka w domu swojej cioci niedaleko Nowego Jorku i pisze książkę. Sal pełni w tej powieści rolę narratora, na wszystkie wydarzenia patrzymy z jego perspektywy. To nie on jednak jest kluczową postacią w całej historii, lecz niejaki Dean Moriarty, który, pojawiając się w życiu młodego pisarza, całkowicie je zmienia. Dla Sala rozpoczyna się wtedy nowy rozdział życia- życie w drodze.

Pierwszy raz usłyszałem o Deanie od Chada Kinga, który pokazał mi kilka jego listów pisanych z poprawczaka w Nowym Meksyku. Listy ogromnie mnie zaintrygowały, bo Dean tak mile i naiwnie prosił w nich Chada, żeby opowiedział mu wszystko, co wie o Nietzschem i rozmaitych  wspaniałościach intelektualnych, na których się zna.

Potem Sal poznaje osobiście Deana - wiecznego włóczęgę, który całe swoje "łachamniarstwo" i nieustający głód wrażeń odziedziczył po ojcu, o którym słuch dawno zaginął. To człowiek, który żyje pełnią życia, największy z bitników. Nieobliczalny, z głową pełną szalonych pomysłów. Gdziekolwiek się znajdzie sieje zamęt i zakłóca spokój dnia codziennego. Przez większość uważany za nienormalnego. Wrażliwy, ale skrajnie nieodpowiedzialny. Fascynujący. Szczególnie zaś dla młodego, spragnionego przygód Sala. Jak zatem miał się on oprzeć intrygującemu i urokliwemu szaleńcowi?


Pod jego wpływem Sal także staje włóczęga, jego życie drogą. Jeździ autostopem lub kradzionymi bądź zdobytymi w inny dziwny sposób pojazdami Deana. Nowy Jork, Nowy Orlean, Frisco, Denver, Salt Lake City. Północ, południe, wschód, zachód. Amerykańskie bezdroża, miasteczka, farmy... Narkotyki, dziewczyny, alkohol. Mniej więcej tak wygląda ich życie. Gdy Sal wraca co jakiś czas do swojego miasta, nie jest tam w stanie zagrzać miejsca dłużej niż parę miesięcy. Wraz z nadejściem wiosny opuszcza Nowy Jork i wyrusza przed siebie.

(...) bo dla mnie prawdziwymi ludźmi są szaleńcy ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy, chęcią zbawienia, pragnący wszystkiego naraz, ci, co nigdy nie ziewają, nie plotą banałów, ale płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące niczym pająki na tle gwiazd, aż nagle strzela niebieskie jądro i tłum krzyczy „Oooo!”

Dean, Sal i ich znajomi potrafią przegadać całą noc. Rozmawiają o wszystkim i o niczym.      O sprawach codziennych i o sensie życia, Bogu, czasie. Zachwycają się pięknem świata- przyrody, miast i urodziwych dziewcząt. Płoną, płoną, płoną! 


Tak naprawdę nie wiem, jaki jest mój stosunek do nich. Z jednej strony są oni fascynujący. Ich energia, zapał, miłość do życia są imponujące. Przez jeden rok oni przeżywają więcej niż nie jeden człowiek w czasie całego życia. Nie przejmują się, nie mają skrupułów, po prostu prą naprzód. Ale czy aby na pewno są szczęśliwi? Z drugiej strony Dean jest totalnie nieodpowiedzialny, potrafi zostawić żonę z dwójką dzieci dla spełnienia swych potrzeb. Swoim postępowaniem nieraz mocno rani ludzi. Ale Dean inaczej nie umie. On taki jest. Ciężko go usprawiedliwiać, ale trudno też oceniać.


Dziwnie się czyta tę książkę. Jest tak chaotyczna, że czasem można się poczuć zdezorientowanym. To taka gawęda, odnosi się wrażenia, że autor pisał to, co mu ślina na język przyniosła. Ale podobno Kerouac tworzył ją w narkotycznej ekstazie, więc czemu się tu dziwić. Chwilami czytało mi się bardzo dobrze, zwłaszcza jakieś pierwsze sto stron, potem bywało różnie. 


Myślę, że kiedyś jeszcze przeczytam tę książkę. Jest na pewno wyjątkowo, jedyna w swoim rodzaju. Taka, której się nie zapomina. Może nie zostałam jej wielką fanką, ale na pewno ją cenię. Polecam!


J.

czwartek, 4 kwietnia 2013

"Kwietniowa czarownica" Majgul Axelsson

„Kwietniowa czarownica” to książka nieprzyjemna, ale też taka, obok której nie da się przejść obojętnie. Wywołuje całą paletę emocji i pozostaje na długo w głowie i sercu.

Powieść Majgul Axelsson porusza różne trudne tematy, takie jak: choroba, cierpienie, brak akceptacji, samotność, trudne relacje rodzinne i poszukiwanie swojego własnego ja.

Bohaterkami powieści są cztery kobiety. Każda z nich jest poraniona przez życie, nieszczęśliwa i zagubiona. Christina miała chorą psychicznie matkę, Margarete matka porzuciła w miejskiej pralni, Brigitta miała matkę alkoholiczkę, a Desire urodziła się z porażeniem mózgowym i jej matka zaraz po porodzie oddała ją do szpitala dla osób ciężko chorych. Co łącze te cztery kobiety...? 

Otóż Christina, Margareta, Brigitta i Desire są przybranymi siostrami. Teraz, gdy są już dojrzałymi kobietami borykają się codziennie z głębokimi ranami przeszłości, które nieustannie się jątrzą i nie pozwalają kobietom zaznać spokoju i cieszyć się teraźniejszością.

Stopniowo poznajemy historie z przeszłości kobiet, książka w dużej mierze składa się z retrospekcji, które powoli odsłaniają przed nami coraz tragiczniejsze obrazy i pozwalają zrozumieć rozpacz i dramat ich życia.
Postacią kluczową dla całej historii jest Desire. Przykuta od urodzenia do łóżka, całkowicie sparaliżowana fizycznie, prowadzi niezwykle bogate życie wewnętrzne. Kobieta posiada  wyjątkowy dar- potrafi wnikać we wnętrza różnych zwierząt i ludzi i kierować ich działaniami, a poprzez to realizować swoje cele. Desire jest bardzo inteligentna, wrażliwa i silna, a dzięki swoim nadprzyrodzonym zdolnościom dobrze wie, co poczynają i czują jej przyrodnie siostry, które nawet nie wiedzą o jej istnieniu. To właśnie za pośrednictwem Desire, poznajemy dogłębnie poranione dusze trzech pozostałych sióstr.

W powieści pojawiają się jeszcze dwie ważne postaci: Ellen, która jest biologiczną matką Desire i przybraną matką Brigitte, Christine i Margarety. I Hubertsson- lekarz, który pewnego dnia pojawia się w życiu sióstr i pozostaje już na zawsze będąc z nimi nierozerwalnie związany.

„Kwietniowa czarownica” to taka książka, przy której się cierpi. Każde zdanie sprawia ból i pozostawia w nas ślady. Każdy wątek daje do myślenia. Gdy pomyślę o Desire, uświadamiam sobie, jak łatwo zapomnieć o tym, co dzieje się we wnętrzu człowieka i że ciało to tylko oprawa dla najważniejszego. Ciężko być kaleką, który być może najbardziej cierpi przez nieopatrzną ocenę otoczenia. Gdy wspomnę Brigittę (zdemoralizowaną do granic możliwości, narkotyzującą się, pijącą prostytutkę), myślę, że nigdy nie powinniśmy oceniać drugiego człowieka, bo nie wiemy, co go ukształtowało. Margareta i Christina przypominają mi, że rany z dzieciństwa pozostają na zawsze i że wpływają na całe późniejsze życie i brak poczucia własnej tożsamości.

„Kwietniowa czarownica” to rewelacyjna proza, książka z wyższej półki, wielka literatura. To proza precyzyjna, fascynująca i bolesna. Książka, od której aż bije rozpacz i nędza. Taka, którą trzeba przeczytać, by choć trochę szerzej otworzyć oczy.

M.