Styczeń, w tym roku, to dla mnie wyjątkowy miesiąc. W moim życiu, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, pojawiła się nowa osóbka i całkowicie zawładnęła mym sercem, jak i sporą częścią mojego czasu..
Jednak przy takim maleństwie, które sporo śpi (poza nocami, które są w dużej mierze nieprzespane) można znaleźć trochę czasu dla siebie i swoich przyjemności.
I tak, choć końcówka Grudnia i początki Stycznia były czasem ogarnięcia nowej sytuacji, uczenia się siebie nawzajem, to udało mi się co nie co przeczytać i obejrzeć.
Gdy jeszcze byłam w szpitalu przeczytałam po raz kolejny "Szóstą klepkę". Naprawdę nie wiem, która z książek Musierowicz jest najlepsza, ale na pewno pierwsza część Jeżycjady jest jedną z moich ukochanych! Rodzina Żaków jest równie barwna, kochana, ciepła i przyjazna, jak i rodzina Borejków. W zasadzie aż żal, że w kolejnych częściach ślad po nich ginie prawie całkowicie. Nie lubię tej całej nagonki na nowsze powieści Musierowicz, porównywania ich do starszych, krytykowania i oceniania.. jednak muszę przyznać, że starsze części mają więcej wdzięku i uroku. Ale wiecie, z czego to moim zdaniem wynika? Z tego, że książki opisują inne czasy- te, które mimo braku towaru w sklepach, skromniejszego życia, były barwniejsze, żywsze towarzysko i posiadały swój nieodparty wdzięk i urok (może bym tak tego nie spostrzegała, gdybym sama żyła za komuny ;)). Było to w każdym bądź razie idealne czytadło na czas powracania do siebie.
Gdy już wróciłam do domu, pożyczyłam od Mamy jeden z jej świątecznych prezentów- książkę "Czwartki w parku". To dobra, typowo kobieca literatura. Czyta się ją lekko i szybko, choć temat nie jest taki znów banalny i przyjemny. Mimo, że mowa tu o miłości, to nie jest to łatwe uczucie- bo pociąga za sobą wielkie zmiany w życiu wielu ludzi. Bohaterami są dojrzałe osoby, mają swoje rodziny, ale zakochują się w sobie bez pamięci i stawiając wszystko na jedną kartę, decydują się na wspólne życie. Polecam, na te krótkie szare dni, gdy lepiej zostać w domu, jest to odpowiednia lektura- należy zwinąć się w kłębek, opatulić kocem, zrobić sobie smaczną herbatkę i coś słodkiego i zabrać się za czytanie!
Kolejną lekturą znów był świąteczny prezent Mamy (ode mnie zresztą ;)). Rewelacyjna książka- "Nieokiełznane" Jeannette Walls. Autorka opowiada historię swojej babci- wyjątkowej, charyzmatycznej i niezwykle barwnej kobiety. Lily Casey Smith miała ciężkie, ale pełne przygód życie, a wszystko co osiągnęła, zawdzięczała swojej ciężkiej pracy i wielkiej sile charakteru. Ta kobieta jest dla mnie niewątpliwym autorytetem i postacią, która głęboko zapadła w moją pamięć i w moje serce. Do tego "Nieokiełznane" są napisane lekkim językiem, akcja jest wartka, poprzeplatana złotymi myślami, które nie są nachalne. Jeannette Walls świetnie pisze. Zaraz po przeczytaniu "Nieokiełznanych" sięgnęłam po "Szklany zamek", który zrobił na mnie nie mniejsze wrażenie! Tym razem autorka opisała swoje własne losy. Jeannette nie miała lekkiego życia, jej rodzice byli skrajnie nieodpowiedzialni i fundowali swoim dzieciom ciężki los, ale też masę przygód i życie niepozbawione specyficznego uroku. W "Szklanym zamku" najpiękniejsze było dla mnie to, że autorka pokazała, jak wielka siła może tkwić w rodzinie. Nawet takiej pokaleczonej i niezbyt dobrze funkcjonującej. Grunt, to trzymać się razem (w tym przypadku dotyczy to przede wszystkim rodzeństwa). Tak samo jak Lily Casey Smith, Jeannette Walls stała się dla mnie autorytetem i przykładem kobiety wyjątkowej, mocnej i z pięknym charakterem.
Obie książki gorąco polecam! Teraz planuję czytać "Gołębiarki", ale najpierw szybka lektura "Idy sierpniowej".
W Styczniu obejrzałam też dwa filmy. "W pogoni za szczęściem"- niemłody już film z 2006. Bardzo, bardzo dobry! I wzruszający i zabawny, wartka akcja, porywający historia, inspirujący główny bohater i fantastycznie zobrazowana relacja między ojcem a synem. Do tego mądry przekaz, podany w niezbyt nachalny sposób. Po prostu kino z wyższej półki! Zobaczyliśmy też z mężem "Iluzję". To nie do końca moje klimaty, więc film nie przypadł mi jakoś specjalnie do gustu, choć muszę przyznać, że jest nieźle nagrany, akcja jest szybka i wartka, nie sposób się nudzić w czasie seansu. Ot, obejrzeć i zapomnieć. To taki typ. No i coś jeszcze... wyczekamy z wielkim utęsknieniem "Sherlock"! Ech, niestety zobaczyliśmy już wszystkie trzy odcinki i teraz znów musimy czekać kolejny rok. Mówią, że słabszy ten sezon, ale jak dla mnie wystarczą Benedict i Martin, którzy grają perfekcyjnie. Ich kreację to majstersztyk!
Tak więc, jak widać przy takim malutkim dzidziusiu można znaleźć całkiem sporo czasu. Zresztą co tu dużo mówić, zajmowanie się moją dziewczynką, to dla mnie wielka frajda i początek przygody życia!
M.
Gdy już wróciłam do domu, pożyczyłam od Mamy jeden z jej świątecznych prezentów- książkę "Czwartki w parku". To dobra, typowo kobieca literatura. Czyta się ją lekko i szybko, choć temat nie jest taki znów banalny i przyjemny. Mimo, że mowa tu o miłości, to nie jest to łatwe uczucie- bo pociąga za sobą wielkie zmiany w życiu wielu ludzi. Bohaterami są dojrzałe osoby, mają swoje rodziny, ale zakochują się w sobie bez pamięci i stawiając wszystko na jedną kartę, decydują się na wspólne życie. Polecam, na te krótkie szare dni, gdy lepiej zostać w domu, jest to odpowiednia lektura- należy zwinąć się w kłębek, opatulić kocem, zrobić sobie smaczną herbatkę i coś słodkiego i zabrać się za czytanie!
Kolejną lekturą znów był świąteczny prezent Mamy (ode mnie zresztą ;)). Rewelacyjna książka- "Nieokiełznane" Jeannette Walls. Autorka opowiada historię swojej babci- wyjątkowej, charyzmatycznej i niezwykle barwnej kobiety. Lily Casey Smith miała ciężkie, ale pełne przygód życie, a wszystko co osiągnęła, zawdzięczała swojej ciężkiej pracy i wielkiej sile charakteru. Ta kobieta jest dla mnie niewątpliwym autorytetem i postacią, która głęboko zapadła w moją pamięć i w moje serce. Do tego "Nieokiełznane" są napisane lekkim językiem, akcja jest wartka, poprzeplatana złotymi myślami, które nie są nachalne. Jeannette Walls świetnie pisze. Zaraz po przeczytaniu "Nieokiełznanych" sięgnęłam po "Szklany zamek", który zrobił na mnie nie mniejsze wrażenie! Tym razem autorka opisała swoje własne losy. Jeannette nie miała lekkiego życia, jej rodzice byli skrajnie nieodpowiedzialni i fundowali swoim dzieciom ciężki los, ale też masę przygód i życie niepozbawione specyficznego uroku. W "Szklanym zamku" najpiękniejsze było dla mnie to, że autorka pokazała, jak wielka siła może tkwić w rodzinie. Nawet takiej pokaleczonej i niezbyt dobrze funkcjonującej. Grunt, to trzymać się razem (w tym przypadku dotyczy to przede wszystkim rodzeństwa). Tak samo jak Lily Casey Smith, Jeannette Walls stała się dla mnie autorytetem i przykładem kobiety wyjątkowej, mocnej i z pięknym charakterem.
Obie książki gorąco polecam! Teraz planuję czytać "Gołębiarki", ale najpierw szybka lektura "Idy sierpniowej".
W Styczniu obejrzałam też dwa filmy. "W pogoni za szczęściem"- niemłody już film z 2006. Bardzo, bardzo dobry! I wzruszający i zabawny, wartka akcja, porywający historia, inspirujący główny bohater i fantastycznie zobrazowana relacja między ojcem a synem. Do tego mądry przekaz, podany w niezbyt nachalny sposób. Po prostu kino z wyższej półki! Zobaczyliśmy też z mężem "Iluzję". To nie do końca moje klimaty, więc film nie przypadł mi jakoś specjalnie do gustu, choć muszę przyznać, że jest nieźle nagrany, akcja jest szybka i wartka, nie sposób się nudzić w czasie seansu. Ot, obejrzeć i zapomnieć. To taki typ. No i coś jeszcze... wyczekamy z wielkim utęsknieniem "Sherlock"! Ech, niestety zobaczyliśmy już wszystkie trzy odcinki i teraz znów musimy czekać kolejny rok. Mówią, że słabszy ten sezon, ale jak dla mnie wystarczą Benedict i Martin, którzy grają perfekcyjnie. Ich kreację to majstersztyk!
Tak więc, jak widać przy takim malutkim dzidziusiu można znaleźć całkiem sporo czasu. Zresztą co tu dużo mówić, zajmowanie się moją dziewczynką, to dla mnie wielka frajda i początek przygody życia!
M.
Dajesz radę! Najwyraźniej trafił Ci się bezproblemowy i rozkoszny egzemplarz Dzidziusia :) I taki który dużo śpi.. marzenie :) Mój synek nie był specjalnym śpiochem, więc pamiętam, że czasu nie miałam za wiele po pierwszym porodzie. Ale teraz jestem dobrej myśli - córeczka na usg głównie ziewa i się przeciąga, więc.. może trafi się śpioszek :)
OdpowiedzUsuńCo do Jeżycjady to zgadzam się w zupełności. Nowsze książki są okej, ale jednak te najstarsze mają większy urok. Uwielbiam do nich wracać :)
A no różnie to bywa z tą moją dziewczynką, bo np. wczoraj dała mi ostro popalić, od 15 do 21.30 nie spała, płakała, ja sama z nią, też już płakałam z nerwów, co się małej dzieje :( wrócił mąż, coś do niej pogadał i ją uspokoił... ale generalnie daje mi trochę czasu dla siebie, a rozkoszna jest niewątpliwie :) może dziewczynki są większymi śpioszkami ;) pozdrawiam! :)
UsuńPrzede wszystkim - gratulacje!;)
OdpowiedzUsuń"Szósta klepka" to moja ulubiona część Jeżycjady. W ogóle te starsze książki są niesamowicie pozytywne i to właśnie do nich będę chętnie wracać.
Ten sezon "Sherlocka" trochę mnie rozczarował. Ale mimo wszystko - to nadal świetny serial;)
dziękuję! :) Są baaardzo pozytywne :) ja właśnie czytam "Idę sierpniową", jakoś ją zawsze mniej lubiłam, ale teraz podoba mi się! Zaś jeżeli chodzi o Sherlocka, to tak jak napisałam, ten serial jest dla mnie niezmiennie genialny i nawet jak sezon słabszy, to oglądanie było samą przyjemnością! Podobało mi się też to, że Sherlock zrobił się jakiś taki co nie co bardziej ludzki ;)
UsuńTak, "ludzki" to dobre słowo;) Skoro już o Sherlocku mowa...na mojej uczelni, na klatce schodowej i w korytarzach, wiszą karteczki o treści "Miss me?" i "Moriarty is real". Jak miło zobaczyć coś takiego i wiedzieć, o co chodzi;)
UsuńOch, gratulacje dla Mamy i Córeczki przede wszystkim! :)
OdpowiedzUsuńKsiążki w tym okresie też piękne, szczególnie pani Walls woła, praktycznie odkąd się ukazała, ktoś mi coś opowiedział, widziałam fragmenty... Nie mam, nie czytałam, w bibliotece nie widziałam. Ale przeczytam, zdecydowanie! :-)