Trudno pisać o Mistrzu. Mistrzu przez duże "M". O autorze, który jest pisarzem wielkim, przez duże "W".
Wiesław Myśliwski jest dla mnie pisarzem wyjątkowym. Każda jego książka, to dla mnie arcydzieło. Ciężko napisać coś sensownego przeciętnemu czytelnikowi, i do tego w kilku słowach, o powieści tak złożonej, jak Ostatnie rozdanie.
Czytałam tę książkę długo, bo uważam, że tak należy ją czytać, że inaczej się nie da. Jest to literatura, która wymaga wielkiego skupienia, spowolnienia, pochylenia. Zastanowienia się nad każdym słowem. Bo każde słowo ma tutaj znaczenia. To proza "gęsta". Tu każda myśl, każdy wątek- jest ważny.
Bohaterem powieści jest mężczyzna w dojrzałym wieku. Nie wiemy ile dokładnie ma lat, nie wiemy nawet, jak ma na imię. Mężczyzna ma notes, w którym przez całe swoje życie zapisywał nazwiska i adresy osób, spotkanych na swojej drodze. Notes ten staje się dla niego ciężarem. Opasły, przytrzymywany gumką, z wypadającymi kartkami i nieskończoną ilością nazwisk, których nie da się uporządkować. Nie da się nawet przypomnieć, kto kim był. Pamięć zanika, a my zostajemy jedynie ze strzępkami, fragmentami, które udało nam się zapamiętać. Jednak one nie wystarczą nam do samookreślania. Do uporządkowania swojego życia.
Kolejne nazwiska powodują lawinę myśli i wspomnień- częściej tych bolesnych.
Dla mnie kluczem do zrozumienia powieści są słowa: Ogarnąć życie (...) mimo to próbuję, ponieważ jednego jestem pewny, że to za mało tylko żyć. Bo to nie to samo żyć, a wiedzieć o tym. Cała książka jest wielkim, filozoficznym traktatem o przemijalności i ulotności naszego życia. Fakt ten jedni odczuwają mocniej, drudzy słabiej. Są tacy, którzy potrafią żyć z dnia na dzień i nie poświęcać większej refleksji swemu życiu, są i tacy nieszczęśnicy jak bohater Myśliwskiego. W jednej z rozmów autor powiedział, że ciężko polubić tę postać. Ja tak nie mam. Nie powiedziałabym na pewno, że nie polubiłam tego mężczyzny. Mogę za to powiedzieć, że jest mi go bardzo żal. To człowiek nieszczęśliwy. Głęboko nieszczęśliwy. Mówi, że żyć, to za mało, tymczasem żyć tak naprawdę nie umie. Boi się. Życia. Ludzi. Relacji. Ciągle przed tym swoim życiem ucieka. Jest zatrważająco samotny i zagubiony. Z nikim nie potrafi stworzyć głębszej relacji, nawiązać więzi, nawet z własną matką mu trochę nie po drodze. Tu wspomnieć muszę jeszcze o tym, że w powieści spotykamy całą galerię fascynujących postaci. Zazwyczaj rzemieślników, których tok rozumowania jest w swej prostocie najgłębszy. To tacy typowi bohaterowie Myśliwskiego.
Ostatnie rozdanie to powieść smutna i trudna. Opowiedziany gawędziarskim językiem (jak to u Myśliwskiego) monolog wewnętrzny, traktat filozoficzny- o życiu, miłości, wartościach, sensie. Chwilami humorystyczna, częściej dramatyczna, niezwykle inteligentna, pełna cierpienia i pokory. Co to za dar, by umieć pisać przez kilka stron o rozgrywce pokera i nie zanudzić czytelnika? Co to za mistrzostwo! By snuć takie historie z lekkością, prostotą i taką głębią zarazem.
Nie jestem pewna, czy wierzę w coś takiego, jak bratnie dusze, ale sposób myślenia, spostrzegania świata Myśliwskiego, jest mi bliski. Rozumiem dobrze ten lęk przed przemijaniem, lęk przed tym jak wszystko rozmywa się we mgle. Ten lęk, że nie możemy tego życia naszego całego w sobie zatrzymać, zapisać. I że to za mało tylko żyć...
M.
Dla mnie kluczem do zrozumienia powieści są słowa: Ogarnąć życie (...) mimo to próbuję, ponieważ jednego jestem pewny, że to za mało tylko żyć. Bo to nie to samo żyć, a wiedzieć o tym. Cała książka jest wielkim, filozoficznym traktatem o przemijalności i ulotności naszego życia. Fakt ten jedni odczuwają mocniej, drudzy słabiej. Są tacy, którzy potrafią żyć z dnia na dzień i nie poświęcać większej refleksji swemu życiu, są i tacy nieszczęśnicy jak bohater Myśliwskiego. W jednej z rozmów autor powiedział, że ciężko polubić tę postać. Ja tak nie mam. Nie powiedziałabym na pewno, że nie polubiłam tego mężczyzny. Mogę za to powiedzieć, że jest mi go bardzo żal. To człowiek nieszczęśliwy. Głęboko nieszczęśliwy. Mówi, że żyć, to za mało, tymczasem żyć tak naprawdę nie umie. Boi się. Życia. Ludzi. Relacji. Ciągle przed tym swoim życiem ucieka. Jest zatrważająco samotny i zagubiony. Z nikim nie potrafi stworzyć głębszej relacji, nawiązać więzi, nawet z własną matką mu trochę nie po drodze. Tu wspomnieć muszę jeszcze o tym, że w powieści spotykamy całą galerię fascynujących postaci. Zazwyczaj rzemieślników, których tok rozumowania jest w swej prostocie najgłębszy. To tacy typowi bohaterowie Myśliwskiego.
Ostatnie rozdanie to powieść smutna i trudna. Opowiedziany gawędziarskim językiem (jak to u Myśliwskiego) monolog wewnętrzny, traktat filozoficzny- o życiu, miłości, wartościach, sensie. Chwilami humorystyczna, częściej dramatyczna, niezwykle inteligentna, pełna cierpienia i pokory. Co to za dar, by umieć pisać przez kilka stron o rozgrywce pokera i nie zanudzić czytelnika? Co to za mistrzostwo! By snuć takie historie z lekkością, prostotą i taką głębią zarazem.
Nie jestem pewna, czy wierzę w coś takiego, jak bratnie dusze, ale sposób myślenia, spostrzegania świata Myśliwskiego, jest mi bliski. Rozumiem dobrze ten lęk przed przemijaniem, lęk przed tym jak wszystko rozmywa się we mgle. Ten lęk, że nie możemy tego życia naszego całego w sobie zatrzymać, zapisać. I że to za mało tylko żyć...
M.