poniedziałek, 11 listopada 2013

Przez żołądek do serca, czyli- "Przepiórki w płatach róży"- Laura Esquivel

Biedna, biedna Tita. Jako najmłodsza córka nie mogła wziąć ślubu ze swoim ukochanym mężczyzną. Jej obowiązkiem było zajęcie się niezwykle wymagającą i despotyczną matką aż do jej śmierci. A Tita kochała Pedra miłością wielką, gorącą, namiętną i to z wzajemnością. Cóż jednak z tego, skoro tradycji musiało stać się zadość? ... Pedro musi wziąć ślub ze straszą siostrą (to jedyna dla niego szansa, by być blisko ukochanej kobiety), a Tita może wyrażać swoje uczucia jedynie za pośrednictwem przyrządzanych przez siebie potraw.
Tak oto zaczyna się magiczna powieść meksykańskiej autorki Laury Esquivel. Powieść, a w zasadzie to piękna, wzruszająca baśń. "Przepiórki w płatkach róż" wspaniale wpisują się w nurt literatury iberoamerykańskiej, tryskającej magią i niesamowitymi wydarzeniami. 
Książka wprost bucha smakami, uczuciami, zapachami. Ślinka aż cieknie, gdy autorka opisuje sposób przyrządzania poszczególnych potraw meksykańskich, które stają się tutaj afrodyzjakami. W potrawach zaklęte są namiętności i emocje ludzkie, dania podawane przez Titę budzą w ludziach nieznane im dotąd uczucia. "Przepiórki w płatkach róż" są więc powieścią o gotowaniu i jedzeniu, ale przede wszystkim mowa tu o miłości- pełnej erotyzmu i namiętności, a w zasadzie, moim zdaniem, jest to po prostu powieść erotyczna- miłość to cielesność. To bliskość dwóch rozpalonych ciał, które pragną się sobą cieszyć bez końca. 
Tita, to typowa meksykanka. Tak właśnie je sobie wyobrażam. Jako kobiety, które są namiętne i erotyczne.  Mają pełne, krągłe, kobiece ciała i nie wstydzą się swojej
seksualności. Przepełnione są emocjami i to one kierują ich postępkami.
Nastrój powieści jest nieco melancholijny, fabuła trochę jak z noweli meksykańskiej, ale dla kogoś kto lubi literaturę iberoamerykańską, to strzał w dziesiątkę. To nie jest literatura, która budzi jakieś refleksje, pozwala wyciągać jakieś wnioski.. nie, nie. To jest książka, która ma być ucztą dla naszych zmysłów. Jej się w zasadzie nie czyta, ją się chłonie wszystkimi zmysłami. 

"(...)Na próżno, działo się z nią coś niezwykłego. Próbowała szukać oparcia u Tity, ale ta siedziała, jak nieobecna, jej ciało tkwiło wprawdzie na krześle w pozie, trzeba przyznać, nienagannej, ale w oczach nie było śladu życia. Zdawało się, że za sprawą niezwykłej, alchemicznej reakcji jej jestestwo rozpłynęło się w różanym sosie, w przepiórczym mięsie, w winie i we wszystkich zapachach unoszących się nad stołem. W ten sposób przenikała do ciała Pedra- lubieżna, pachnąca, gorąca, absolutnie zmysłowa(...)"

M.

6 komentarzy:

  1. Książka wydaje się być w porządku, ale coś czuje, że mi by się ona nie spodobała. Jakoś tak wolę chyba bardziej te refleksyjne powieści...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam parę lat temu. Zachwyciła mnie tak bardzo, że polecałam ją i pożyczałam wszystkim moim przyjaciółkom, koleżankom. Książka zaczytana wróciła do mnie dopiero niedawno. Wszystkim podobała się tak samo jak mnie. Wszystkim miłośnikom Isabel Allende czy Márqueza, książka na pewno się spodoba. Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby odjąć ten wątek kucharski, to by mi to całkiem taki jeden serial z tych okolic świata przypominało... Ale brzmi ciekawie. Pomijając, że zawsze mnie irytują podobne decyzje bohaterów (w sensie wg mnie powinni albo uciec razem, albo już dać sobie spokój).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciężko było im uciec, albo być już razem, ze względu na bardzo despotyczną matkę głównej bohaterki.

      Usuń