poniedziałek, 25 marca 2013

Z wizytą na Scotland Street

Książki McCall Smitha są jak gorące kakao na mroźny wieczór, jak ciepła bielizna na zimowe dni. Powinny być zapisywane przez lekarzy jako lek na zimową chandrę.

W stwierdzeniu tym na pewno jest trochę prawdy, nie podzielam jednak  aż tak dużego entuzjazmu autora tej opinii. Książka McCall Smitha jest zabawna, faktycznie, parę razy się roześmiałam, częściej jednak "44 Scotland Street" zamiast działać na mnie jak ciepłe kakao, działała jak lek usypiający. Nie chcę mówić, że się całkiem rozczarowałam, bo w sumie była to  miła lektura i chętnie przeczytam kiedyś kolejne części. Poza  tym po przeczytaniu wywiadu z autorem książki, zapałałam do niego sympatią. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura "44 Scotland Street" dłużyła mi się niemiłosiernie.


Młoda dziewczyna Pat postanawia żyć na własną rękę, wynajmuje więc pokój w mieszkaniu przy Scotland Street, ulicy, przy której mieszkają artyści, przedstawiciele edynburskiego mieszczaństwa oraz studenci. Totalny misz-masz! Jej współlokatorem jest Bruce- przystojny rzeczoznawca nieruchomości o cechach typowego narcyza. Mieszkanie pod jednym dachem z takim człowiekiem jest uciążliwe, na szczęście jednak Pat za sąsiadkę ma Domenicę Macdonald, bystrą osobę, która chętnie dzieli się z nią swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi innych mieszkańców kamienicy. A w kamienicy mieszkają nie lada oryginały. Jest tu rodzina, w której wychowuje się dziecko- geniusz. Pięcioletni Bertie gra już na saksofonie i to nie byle jak, mówi po włosku, czytuje czasopisma i w ogóle wykazuje się nieprzeciętna inteligencją. Okazuje się jednak, że największym marzeniem małego chłopca jest chodzenie to zwykłej szkoły, granie w drużynie rugby i przyjaciel, z którym mógłby się zwyczajnie pobawić. Niestety jego matka, Irene, to kobieta ambitna i z wielkimi aspiracjami. Taki też musi być jej syn. Na sąsiedniej ulicy mieszka Angus Lordie, malarz, któremu zawsze towarzyszy pies ze złotym zębem. Poznajemy też Matthew, właściciela galerii, w której pracuje Pat, mężczyznę zagubionego, niezdarnego, który wciąż szuka swojego miejsca w życiu.

Całkiem sporo mamy tu bohaterów i trudno z nich wyłonić tego głównego. Książka składa się z niedługich rozdziałów ("44 Scotland Street" była wydawana w odcinkach w szkockim czasopiśmie), które są poświęcone w porównywalnych ilościach poszczególnym postaciom. Poza tym narracja prowadzona jest z punktu widzenia różnych bohaterów, mamy więc okazję spojrzeć na rzeczywistość z wielu perspektyw. Mimo możliwości bliższego zapoznania się z postaciami i wglądu w ich przeżycia i  myśli, żadna nie wzbudziła mojej sympatii, a większość wręcz mnie odrobinę irytowała. Żadna nie jest szalenie porywająca, nie fascynuje swą osobowością, a już w szczególności Pat. Dla mnie była ona okropnie mdła, przewidywalna i nawet, gdybym chciała coś więcej o niej napisać to autentycznie nie miałabym pomysłu co.

Zaletą "44 Scotland Street" na pewno jest język. Błyskotliwy, przyjemny, okraszony dowcipami Angusa czy Domeniki. Dialogi zwłaszcza między tymi dwoma osobami mogą przywołać uśmiech na twarzy. Jest też kilka zabawnych sytuacji z życia wziętych, które mogą przysporzyć odrobinę śmiechu.

Gdzieś, kiedyś czytałam, że jest to idealna książka do autobusu itp. Całkowicie się z tym zgadzam. Oczywiście jest to w dużej  mierze związane z jej kompozycją. Krótkie rozdzialiki idealnie wpasowują  się w  wolne chwile, który nam pozostają między wykonywaniem kolejnych, codziennych czynności.

Nie chcę być źle nastawiona do książek pana McCall Smitha, bo może kolejne części o losach mieszkańców edynburskiej ulicy, bardziej by mnie zainteresowały i być może kiedyś po nie sięgnę. I zmienię zdanie. Teraz niestety muszę to powiedzieć: rozczarowałam się. "44 Scotland Street" była miłą lekturą, ale zabrakło tego czegoś, co sprawia, że z wypiekami na twarzy przewracam kolejne kartki. Czy wam się spodoba? Nie wiem, ale wiem, że większość opinii o tej książce jest pozytywna. Może na was zadziała niewątpliwy i przez wielu zauważony urok tej powieści.

J.

3 komentarze:

  1. To raczej nie jest książka dla mnie, podejrzewam, że przy lekturze raczej bym się znudziła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od dawna mam ochotę na tę serię, ale nigdy nie czułam presji. Podoba mi się pomysł krótkich rozdziałów, które poświęcone są poszczególnym bohaterom, ale żałuję, że żaden z nich nie okazał się fascynujący. Mimo wszystko na pewno sięgnę po tę książkę, chociażby w trakcie jazdy autobusem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś, w wolnej chwili... Ale skoro nie wzbudziła Twojego zachwytu, na razie odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń