środa, 11 grudnia 2013

Filmowo


Dopiero tera obejrzałam pierwszą część "Hobbita". Kawałek chyba niestety przespałam. Nie jestem wielką fanką fantastyki. Lubię "Władcę pierścieni", niestety "Hobbit" mnie znudził! Podobały mi się zdjęcia, uwielbiam malutki, przytulny domek Bagginsa... ale fabuła- nudna. Jak dla mnie. Niestety chyba chęć zarobienia jak największych pieniędzy, nie przełożyła się na jakość. Wydaje się, że rozciągnięcie książki, która ma, z tego, co pamiętam, coś około trzystu stron, na trzy części filmu, z której każda trwa po trzy godziny, jest lekką przesadą. Choć zapewne dla miłośników Tolkiena to i tak jest wielka przyjemność, że mogą obejrzeć perypetie Bagginsa na wielkim ekranie. 


Cóż, nazwisko Jarmusch kojarzy mi się przede wszystkim z Baltoną z Jeżycjady. To pierwszy film tego reżysera, jaki zobaczyłam. Z przykrością muszę stwierdzić, że też przysypiałam (ale tłumaczę to moim obecnym "stanem"). W zasadzie podobał mi się, szczególnie z dwóch powodów- jest to kino drogi, a takowe cenie sobie bardzo, do tego gra w nim świetny aktor - Bill Murray.  Film jest dziwny- nie wiele się w nim dzieje, zakończenia jakby brak- nagle się urywa- ale jednak chce się go oglądać. To taki rodzaj ekranizacji, przy której trzeba się co nie co wysilić, pokusić się na swoją własną interpretację, bo reżyser pozostawia wiele luk i niedopowiedzeń- dając widzowi pełne pole do popisu. Niewątpliwie kino ambitne, które zmusza nas do zastanowienia się nad tym, co właśnie obejrzeliśmy. 



Dobrze, dobrze, może "Siedem dusz" jest filmem typowo amerykańskim, nieco naiwnym, nieprawdopodobnym, z happy endem (?). Ale to dobry film, co tu dużo mówić. Dobrze zagrany, dobrze nakręcony, wciąga. Przez cały czas, tak naprawdę nie do końca wiemy, o co chodzi, dopiero stopniowo możemy się czegoś domyślać, a całość tajemnicy wyjaśnia się w ostatnich dziesięciu minutach. Tak więc- konstrukcja jest naprawdę sensowna! Może to taki trochę wyciskacz łez, choć ze mnie ich nie wycisnął, bo oglądałam z pewnym dystansem, dlatego być może doceniłam niewątpliwe atuty filmu. A jaki morał? Bo ja wiem? A czy morał jest najważniejszy? Dobre kino, a swoje wnioski też można wysnuć. No i w tle toczy się ładnie pokazana (choć tu faktycznie bardzo chcąca wycisnąć łez parę) historia miłosna. 



Spośród czterech wspomnianych zdecydowanie najlepszy. Zależy wprawdzie dla kogo, bo niejednego pewnie znudzi niemiłosiernie. Prosta historia ukazująca jeden rok z życia pewnej angielskiej rodziny. Nic się niby nie dzieje, a dzieje się tak bardzo wiele! Film zostaje w nas na długo. Mamy tu ciekawe postaci (niektóre skrajnie irytujące), silne kontrasty i naprawdę bardzo dużo wątków, które powinniśmy przemyśleć. To taka troszkę szkoła życia. Wydarzenie ważne i mniej ważne toczą się  swoim powolnym tempem. Film o zwyczajnych "szaraczkach", a niesie ze sobą tak wiele. Trzeba być zdolnym, żeby coś takiego nakręcić, prawda? 


M. 



2 komentarze:

  1. Oglądałam jedynie Hobbita i, w przeciwieństwie do Ciebie, bardzo lubię ten film. Byłam na nim w kinie, a później powtarzałam go sobie jeszcze kilka razy w domu - za każdym razem bawił mnie tak samo. Mimo że nie jest on bardzo wierną adaptacją książki (którą naprawdę lubię), film nie irytował mnie, ani nie nudził, a na drugą (i trzecią) część nie mogę się odczekać. I uwielbiam obsadę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdy ma swoje gusta :) może powinnam go jeszcze raz obejrzeć, bo jak napisałam z lekka przysypiałam i może też nie do końca poczułam klimat :) pozdrawiam i cieszę się, że do nas zajrzałaś :)

      Usuń